*Laura*
Obudziłam się w szpitalu. Podłączona do wszystkich maszyn, słyszałam szybki bicie serca. Nic nie widziałam. Za każdym razem gdy otwierałam oczy, miałam tylko zamglony obraz. Nie wiedziałam co się ze mną stało, ani w jakim stanie się aktualnie znajduje. Jest pewne jedno.. jest bardzo źle. Czuję jak bolą mnie wszystkie kości, a skóra naciąga się z każdej strony. Nie mogę się podnieć bo wszystko mnie rozrywa z bólu na pół. Zresztą.. Po co ? I tak nic nie widzę. Mam teraz tylko węch i słuch. Czuję zapach perfum jakiegoś chłopaka. Słyszę.. jak ten ktoś płaczę i mówi sam do siebie - ,,Dlaczego akurat ona ? Dlaczego jej nie pomogłem ?!,,. Czyli był dla mnie bliską osobą. Widzę blond czuprynę. Mimo wszystko.. Nie rozpoznaje go. Po za tym. Nic nie pamiętam.
Nagle do pokoju wszedł lekarz i powiedział do blondyna:
- Znajdujemy się w tragicznej sytuacji.. Pani Laura Marano jest w ciężkim stanie.
Przynajmniej wiem już jak mam na imię.
- Od chwili gdy pańska przyjaciółka została pobita. - kontynuował - Potrzebny jej wózek inwalidzki. Ma złamany kręgosłup i raczej nie będzie już mogła poruszać się sama.
Czułam jak momentalnie z moich oczu zaczął kapać strumyk łez. Jak to ? Tyle wspaniałych dni aż tu nagle szczęśliwa ,,Laura Marano,, - bo ponoć tak mam na imię - będzie jeździła na wózku ? To nie prawda ! To nie może tak być! Mimo mojego ciągłego szczypania się gdzie tylko może być, to nadal nie był sen. Wszystko działo się w realnym świecie. Plus do tego zachorowałam na Amnezje.. i zapomniałam o tych małych, głupich rzeczach. Czułam jak serce coraz szybciej mi bije. Robiło się ze mną coraz gorzej. Wiedziałam o tym. Czułam to.
Teraz już nic nie słyszę, ani czuje. Widzę tylko białe światło.
*Ross*
Gdy tylko lekarz wyszedł z pokoju, usiadłem na krześle obok Laury i złapałem ją mocno za rękę. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Zdrowa, zawsze uśmiechnięta, szczęśliwa Laura właśnie została inwalidą i nic nie pamięta. Nagle odwróciłem się by sprawdzić rytm serca dziewczyny. Popatrzyłem na ekran i ujrzałem długą zieloną kreskę. Zacząłem krzyczeć sam na siebie, płakać i pobiegłem natychmiast z powrotem do lekarza. Gdy ten tylko biegiem wrócił do pokoju, zebrało się więcej lekarzy, zamknięto drzwi, a mnie wygoniono i nie wpuszczano do środka. Teraz przez rozmazane i lśniące, ale wciąż coraz bardziej mokre od łez oczu widziałem tylko przez szybę z około 7 lekarzy kręcących się wokół stołu operacyjnego. Każdy robił coś innego. Jeden podawał drugiemu jakieś specjalistyczne przyrządy lekarskie. Zadzwoniłem telefonem do rodziny by poinformować ich co się stało. Wszyscy przyjechali po około 15 minutach, przerażeni i również zapłakani. Vanessa zaczęła biegać korytarzem i wypytywać się pielęgniarek co się dzieje. Mimo wszystko.. Nikt nie wiedział co się z nią dzieje.
*Laura*
Miałam sen. W nim o dziwo wszystko pamiętałam.
Widziałam w nim piękną zieloną łąkę z kwiatami. Drzewa wysoko rosnące i ptaki które wyśpiewywały piękną melodię. Jedno mi tylko nie pasowało. Przyszła do mnie cała rodzina. Marano i do tego Lynch'owie. Jednak.. Wszyscy byli smutni i popłakiwali nawzajem. Nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi. Każdy po kolei podchodził do mnie, przytulał się i żegnał. Pierwsza podeszła Rydel. Ze łzami w oczach, co chwilę krztusząc się własnymi słowami, mówiła mi właśnie mowę pożegnalną. Po niej podeszli do mnie Rocky, Ellington, Riker i Ryland. Wszyscy zaczęli płakać i powiedzieli mi jakiś smutny wiersz. Następnie podeszła Van. Przytuliła mnie mocno i płakała mi w koszulkę. Powiedziała jak to bardzo będzie jej smutno jak ją zostawię i mówiła żebym tego nie robiła. Mimo wszystko. Sama zaczęła mówić coś w podobie pożegnania. Jakby zaraz miało mnie tu nie być i miałabym ją już nigdy nie zobaczyć. Mówiła coś że zawsze byłam jej najlepszą siostrą i że nigdy by mnie nie zostawiła. Lecz jej przemowa skończyła się gdy Rocky ją ode mnie odciągnął. I podszedł do mnie Ross. Chłopak momentalnie wpił mi się w usta, a jego łzy zlatywały teraz na moje policzki. Odwzajemniłam pocałunek i przytuliłam mocno do siebie tlenionego. Nie chciałam żeby czuł że właśnie mnie traci. Zresztą. Nawet sama nie wiedziałam co się dzieje. Zaśpiewał mi piosenkę, a po skończeniu podszedł, powiedział że zawsze byłam tą najważniejszą, że nigdy o mnie nie zapomni i że zawsze będzie na mnie czekał. Dodał też że nigdy nie przestanie mnie kochać.
Po chwili.. Już mnie tam nie było.
*Ross*
Wszystko działo się szybko. Lekarze biegali po całej sali co chwila łapiąc jakieś przyrządy. Ja nadal stałem w tym samym miejscu nie mogąc się ruszyć z miejsca. Zamarłem tak jak kamień. W końcu odwróciłem się by sprawdzić co się dzieje z pozostałymi członkami rodziny i Nessą. Rocky siedział skulony pod ścianą, co chwila pochlipując, Rydel ze zmęczenia zasnęła w ramionach Ellingtona trzęsąc się chyba ze strachu, Ryland gdzieś wyszedł bo miał pilną sprawę lecz prosił by poinformować go telefonem co się dzieje z młodą Marano, a Riker pocieszał Vanessę co chwila ją obejmując, wycierając jej łzy własną dłonią i muskając ją lekko ustami w głowę. Po chwili z powrotem odwróciłem się w stronę szklanego okna dzielącego mnie i Laurę, by sprawdzić czy sytuacja się zmieniła. Niestety. Na marne. Wszystko było dokładnie tak samo. Zsunąłem się po ścianie w dół i czekałem na cud. Modliłem się do Boga, aby Moja Laura przeżyła. Co ja bez niej zrobię ? Moje życie nie będzie takie jak dawniej. Nie będę wychodził z domu, tak jak to robiłem przed poznaniem Marano. Nie będę tak szczęśliwy i wesoły każdego dnia. To ona mnie zmieniła. To dzięki niej zrozumiałem jaki świat może być cudowny. Nagle usłyszałem z za ściany ciche i powolne pikanie urządzeń podłączonych do brunetki. Zerwałem się z krzesła i jak najszybciej spojrzałem w okno. Kreska znowu nabrała swój dawny rytm. Pierwsza myśl jaka nasunęła mi się do głowy to - ,,Dzięki Bogu. Ona Żyje,,. Chyba jednak mi nie wyszło bo okazało się że wykrzyknąłem to na cały korytarz. Rozbudziłem wszystkich śpiących ludzi i po kolei przepraszałem. Oni jednak twierdzili że rozumieją i że nie trzeba było przepraszać. Młodzi Lynch'owie i jedna Marano zerwali się na równe nogi i grupką podbiegli do szklanej ściany. Zobaczyli jak Laurze znowu bije serce. Razem z Vanessą płakałem teraz ze szczęścia. Chwilę po tym z sali wyszedł lekarz i powiedział:
- Panna Marano znów jest w świecie żywych. Przeżyła Śmierć Kliniczną. Mimo tego że umarła, jej mózg pracował jeszcze przez pięć minut i w ciągu tego czasu udało nam się ją uratować.
Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Spytałem lekarza czy można do niej wejść. Powiedział że mogą tylko dwie osoby, ale każda pojedynczo. Razem ustaliliśmy że wejdę ja i Van. Przepuściłem dziewczynę bo chciałem dłużej posiedzieć z Laurą. Vanessa się zgodziła. Widziałem jak mówiła coś do niej i płakała. Po około 30 minutach siedzenia i czekania ciemnowłosa wyszła z jakimś małym uśmiechem na twarzy z sali. Kiwnęła głową że mogę wejść. Powoli otworzyłem drzwi i po cichu usiadłem obok dziewczyny. Mimo że nie widziałem ją tylko parę godzin, tak bardzo tęskniłem. Złapałem jej dłoń i lekko przyłożyłem do moich policzków. Chyba to poczuła bo na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. ,,Pocałuj mnie,, - wyszeptała, chrypliwym głosem.
Zdziwiła mnie ta propozycja i sam fakt że Laura coś powiedziała, ale szczęśliwy że pozwoliła mi to zrobić, zbliżyłem swoje wargi do jej twarzy i wpiłem się w delikatne usta brunetki.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Tak tak.. Happy End..
Cholernie nie miałam weny :/
Ale rozdział jest.
Mam nadzieje że wam się spodoba :)
~Klaudia~
ooooooooooooo soooo sweeeeeeeeeeeeeeeet i love your blog and i wait in next :)
OdpowiedzUsuńLaura nie będzie chodzić??
OdpowiedzUsuńTak. Laura będzie jeździła na wózku.
UsuńJejku! ♥
OdpowiedzUsuńPodoba mi się jak piszesz...
Potrafisz napisać dużo i z sensem. Ładnie składasz zadania i wgl...
Jak długo piszesz?
Jeśli chodzi o rozdział to szkoda, że Laura nie będzie chodzić...
I ta śmierć klinicznaa matkooooo...
Zaszalałaś ;*
~Roxanna ♥
http://never-without-you-r5.blogspot.com/